TRZECIA WYCIECZKA DO BRODÓW
we wspomnieniach Danki Bazielichowej
12 – 18 wrzesnia 2008r.

Pragnieniem wielu członków Koła Brodzian był wyjazd do Brodów na trzecią już, organizowaną przez Zygmunta Huzarskiego wycieczkę. Pragnienia swoją drogą, a życie swoją... Stan zdrowia, warunki materialne, czy obowiązki sprawiły, że w przedłużonym przez Zygmunta terminie, ostatecznie zgłosiło się piętnaście osób. Z panem kierowcą i jego miłą żoną było nas siedemnaścioro.
Zgodnie z planem, który precyzyjnie opracował Zygmunt, w piątek - 12 IX o godzinie 6.00 luksusowy, bardzo wygodny mikrobus wyruszył z Legnicy przez Wrocław, Opole, Gliwice i Katowice skąd zabierał uczestników wycieczki. Do Katowic - już tradycyjnie - przyjechała Krzysia Milerska, żeby się upewnić, czy wszystko w porządku, pożegnać wycieczkowiczów i życzyć szerokiej drogi.

Wyjechaliśmy w dobrych humorach i takiejże pogodzie. Niestety pod koniec pierwszego etapu podróży pogoda nieco się pogorszyła i Przemyśl powitał nas mżawką, ale za to w hotelu "Albatros" czekała bardzo smaczna i obfita kolacja. W sobotę dołączyły jeszcze dwie koleżanki i w pełnym składzie, wypoczęci i pomimo deszczyku, w pogodnym nastroju ruszyliśmy ku granicy. I tu, po naszej stronie sprawna i szybka odprawa. Niestety po stronie naszych sąsiadów trwało to dłużej, znacznie dłużej. Strażnicy bowiem po wstępnych formalnościach kontrolnych...stali, czasem spozierali w naszą stronę i ... stali. Popatrywaliśmy na nich, oni na nas i nic. My byliśmy w lepszej sytuacji, bo siedzieliśmy w naszym wygodnym busiku, oni stali, a robiło się coraz chłodniej. I tak sobie czekaliśmy - oni i my. Na co? Wreszcie po jeszcze jednej, już ostatniej kontroli dokumentów p. kierowcy wyruszyliśmy do Brodów. Po przekroczeniu granicy, to może niezauważalne, ale w busiku zapanowała cisza. Moment zadumy, wzruszenia?

Żal było nie wstąpić po drodze do Oleska, żeby zwiedzić muzeum na zamku i stąd już prędko, byle szybciej znaleźć się w Brodach. Wzruszające, serdeczne powitanie, wyładowanie darów, wspaniała kolacja i do hotelu. Hotel "Europa"- bardzo dobrze wyposażony, elegancki no ... Europa.
Zygmunt sprawnie rozlokował towarzystwo w pokojach, każdy poszedł do siebie, byle prędko zostawić bagaże i wyruszyć w miasto, w nasze Brody. Ale one już nie te, nie nasze. Ciemno, oświetlenie ulic praktycznie żadne, a dziury w chodnikach takie same jak dwa lata i jak rok temu i jak wtedy czegoś brakuje. Nie słychać rozmów, śmiechu i choć to dopiero wieczór - pusto raczej i cicho. I my w ciszy wróciliśmy ze spaceru po Brodach "by night".
Najważniejszym dniem pobytu w naszym - obcym - miasteczku była niedziela z racji mającej się odbyć po południu uroczystości. Czas wolny do godziny 1400 wykorzystaliśmy jak zawsze na odwiedzanie swoich - bliskich sercu - miejsc urodzenia, mieszkania rodziców, swoich domów, albo miejsc gdzie kiedyś stały, zwiedzanie naszego dawnego kościoła (obecnie cerkiew greckokatolicka) cmentarza, czy po prostu spacer znanymi kiedyś ulicami.


O godzinie 14.00 rozpoczęła się pierwsza w nowym kościele pod wezwaniem Podniesienia Krzyża Świętego odpustowa msza św. Podczas mszy bardzo pięknie śpiewali po polsku wierni, a w języku i polskim i ukraińskim równie pięknie śpiewał zespół wokalny z uniwersytetu lwowskiego. Cała uroczystość była podniosła i niezwykle wzruszająca.


Kościół ma oryginalną sylwetkę i bardzo ciekawe i piękne architektoniczne rozwiązanie wnętrza, na tę uroczystość artystycznie przybranego kwiatami przez Siostry Sercanki.


Działalność i trud Sióstr widoczne są wszędzie na każdym kroku. Oczywiście do ostatecznego wykończenia i wyposażenia kościoła trzeba jeszcze bardzo dużo czasu, pracy i finansów.

Pomocą będzie znaczny zapis testamentowy śp. brodzianki, członkini Koła Brodzian naszej serdecznej koleżanki - Tuśki - prof. Oktawii Górniok.

Ks. Proboszcz Anatol Szpak, żegnając wiernych, z wielką nadzieją i przekonaniem zapowiedział, że przyszłoroczna uroczystość odpustowa odbędzie się w kompletnie już wykończonym kościele, co daj Boże! Zakończeniem tej wyjątkowej niedzieli była wspaniała kolacja u Sióstr, która upłynęła w serdecznej i radosnej atmosferze a studencki zespół ze Lwowa i tu zaprezentował ciekawy repertuar.



Ostatni dzień w Brodach, poniedziałek, wykorzystany był na zwiedzenie okolicznych miejscowości. Pierwszą był Złoczów, po którym ze znajomością tematu oprowadzała nas s. Bernadetta - złoczowianka.
Niestety zamek obejrzeliśmy tylko z zewnątrz, bo w poniedziałek muzea nieczynne. Potem Podhorce z pięknym zamkiem - w remoncie, jak przed dwoma laty - i malowniczą okolicą.



Na Podkamieniu trzeba było zakończyć, choć w planie był jeszcze Krzemieniec, bo chwilami ulewny deszcz nie przestawał padać, a to nie sprzyjało zwiedzaniu.
Zimno też było, tak że radośnie wszyscy zasiedli do kolacji u Sióstr, którym należy się specjalne podziękowanie za cały trud niezwykle serdecznego goszczenia nas. Po powrocie do hotelu, tradycyjne już, spotkania i pogaduszki w pokojach m.in. Jasia Traczyńskiego i Wieśka Zacharskiego.
We wtorek Zygmunt zadecydował, że po śniadaniu wstąpimy do kaplicy i trafiliśmy na mszę św. w tym dniu odprawianą w języku polskim. Po mszy św. Pożegnanie z księdzem proboszczem, śniadanie u Sióstr i zaopatrzeni przez Siostry w kanapki na drogę wyjechaliśmy do Lwowa Deszcz nie ustawał, ale we Lwowie pomimo fatalnej pogody wszyscy poszli na zwiedzanie miasta.


W drodze powrotnej na granicy podobna jak poprzednio sytuacja. Po stronie sąsiadów długie czekanie, po naszej szybko i sprawnie, a potem w "Albatrosie" kolacja i nocleg w komfortowych warunkach.
Zadowoleni, z najlepszymi wspomnieniami, w środę szczęśliwie wracaliśmy - rozwożeni do naszych miast. Cały pobyt, od wyjazdu do ostatniego momentu upłynął w dobrym, pogodnym nastroju, w poczuciu bezpieczństwa, co jest zasługą Zygmunta, który świetnie wszystko zorganizował, zadbał o wszystko z dobrą atmosferą włącznie.